czwartek, 31 stycznia 2013

Spotkanie z Indianinem Lakota

Jechałam rowerem. Telefon.
-jesteś pod lasem? wpadnij.
-skąd wiesz?masz satelitę szpiegowską?
-ha ha nie...wyczuwam cię
-zwariowałaś. podjadę do ciebie.myślę że za 20 min będę
Automatyczna brama otwiera się. wchodzę. szczeka pies. Gośka z uśmiechem na twarzy i z kawą wita mnie w progu.
-siadaj
-skąd wiedziałaś?
-chodzę na Szałasy Potów do takiego szamana  Indian Lakota
-i widzę że dobrze ci robi
-jutro jadę do niego. chcesz to cię zabiorę
-a ile kosztuje ta impreza?
-150
-ok to wpadnij
Wyruszyłyśmy z rana.Spakowałam bawełniany kostium i ręcznik. Jedziemy. nie do Canady, ale za Częstochowę. podjeżdżamy pod jednorodzinny domek z dużym ogrodem. mamy trudność z zaparkowaniem samochodu. wychodzi młody mężczyzna. kieruje nas dalej. wychodzimy. witają nas tacy na pozór normalni ludzie. Przechodzimy do ogrodu. wokół łąki a w oddali kościół z wielkim okrągłym blaszanym dachem.Z daleka wyglądał jak namiot tipi. Dzwonili na mszę. Dźwięk dzwonów był przeraźliwy, skrzeczący, głośny, jak z jakiegoś  horroru. Na końcu ogrodu paliło się ognisko, a w nim kamienie. gdy podeszłyśmy zobaczyłam skórami okryty namiot. przed nim ołtarz , a na nim czaszka z rogami jakiegoś zwierzęcia. z domku obok wyszła starsza, z rozpuszczonymi rudymi włosami ,kobieta. Przedstawiła się pokazała kolory. to było ważne w rytuałach w których miałam brać udział. Szaman miał ciepłe dobre oczy. uprzedził że wszystko co się tu dzieje jest tajemnicą. tak też szanując tą kulturę nie mogę opisać co się działo we wnętrzu tego namiotu. Rytuał Szałasu Potów trwał 7 godzin ... wewnątrz było bardzo gorąco, ale nie odczuwałam tej temperatury. potem krótkie przyjęcie i wróciłyśmy do Łodzi.Byłam pod wrażeniem, ale po jakimś czasie zapomniałam. Bardziej traktowałam to spotkanie, jako ciekawostkę, nie identyfikowałam się z tymi ludźmi. Byłam z nimi ale obok. Aż do pewnego dnia... budzę się , ale śpię i nie śpię. obok mnie siedzi piękny, z gołym gorsem w białym pióropuszu mężczyzna.
-no nie mogę...Indianin przyszedł do mnie!- wykrzyknęłam i zaraz się obudziłam
Dzwonię do Małgośki i opowiadam co mi się przydarzyło. Pyta się o szczegóły. Jak był ubrany
-no nie był ubrany, miał białe pióra, no taki pióropusz..
Zadzwoniła do szamana.
-a jak wyglądał ten pióropusz i w jakim wieku był  Indianin?
-nie stary ale starszy, a pióra lekko przechylone białe do tyłu
-on coś ci chce przekazać to szaman Indian Lakota. to nie był sen. to była wizja. wysłuchaj go następnym razem
-kurwa!j nie chcę następnego razu! Co ja teraz całe życie będę chodzić z Indianinem?!!-byłam przerażona...
Wyjechałam do na parę dni do Holandii.Zwiedzam miasto i patrzę na chodniku pod stopami  białe pióra. najpierw nie zauważyłam, nie skojarzyłam, idę dalej pióra, pojedyncze prowadzą do wielkiego drzewa w parku. pod nim coś stoi. podchodzę bliżej. przyglądam się. a tam kolorowa, gdzieś na metr wysoka rzeźba przedstawiająca Indianina. Uśmiechnęłam się. powiedziałam że jak będę wracać i ta rzeźba jeszcze będzie tu stała, to ją zabiorę. ale po godzinie  jej  już nie było.Dzwonię do Małgośki,
-czy to ma jakiś związek z poprzednią historią.?
-tak. on chciał cię obdarować. nie przyjęłaś prezentu
-no tak ...rzeczywiście.. nie gadaj mi takich głupot...ja za chwilę zwariuję
Wróciłam do domu. Ranek. Indianin. ale trochę dalej ode mnie
-jestem przerażona. jestem nie przygotowana. nie mogę tak funkcjonować. zaraz zamkną mnie w wariatkowie. wiem że to sen, no niech  ci będzie wizja, ale proszę cię odejdź.
Telefon. wybudziłam się. Słyszę głos Maryśki.
-ty... śniłaś mi się... że przyszłaś do mnie z jakimś Indianinem
-w białym pióropuszu, bez koszulki
-a skąd wiesz?
-no już dobrze...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz