sobota, 16 maja 2015

Tyle chwil niezapisanych

carte blanche

niedziela, 20 lipca 2014

Mój kolega Bórski

Spotykamy sie znowu po wielu latach. Jesteśmy w dalszym ciągu szalonymi joginami i znakomicie się rozumiemy. Tym razem jest zestaw taki on-ma partnerkę z którą wychowuje 6 letniego sympatycznego budryska, ja bz. poszukująca wdowa. Nie ..jest zmiana! znalazłam się!!! a teraz jestem uwalniającą się istotą żeńską. nawet zmieniłam nazwisko na panieńskie. Chociaż bo ja wiem czy ja kiedykolwiek byłam wdowa. raczej anty wdowa. ale tak to już w życiu jest ,że na czym się skupiasz, to nadajesz temu moc. więc bardzo długo się broniłam przed byciem wdową i dlatego to wdowieństwo było takie mocne. ale wracając do naszego super spotkania po latach. Pan Bórski zgodził się wykonać kilka bardzo pracochłonnych napraw których się nazbierało w ciągu tych kilku lat. Teraz maluje płotek.Zamieszkał w piwnicy. Tam dałam mu do dyspozycji swój pokój. Mężczyzna w domu...hm...ale w piwnicy. takie jest jego miejsce i to tylko do roboty....ale. to nie jest zwykły robotnik. to prawdziwy autentyczny artysta. Moja i jego głębia oceanu spotkały się. ja o buddyźmie on o porządku wszechświata i ewolucji ducha.Inna nomenklatura ale rozumiemy się. Gdy tak już wygadaliśmy się to przechodzimy do następnego punktu -życie, czyli zastosowanie praktyczne. Otóż , pewnego dnia, gdy już nam palma odbijała na skutek głodówki, a składała się ona z mango śliwek brzoskwiń awokado jagód i jabłek oraz kefiru czosnku herbat zielonych czerwonych i czarnych kawy zielonej i kampuczy, takiego obrzydliwego grzyba, spod którego wodę się dla zdrowia pije. Naszą sielankę przerwał telefon od jego partnerki która postanowiła nas odwiedzić z synem. Bórski, nieco przejęty zaczął mi tłumaczyć że ona jest trochę inna niż ja i wszystkiego nie zrozumie, żebym jej tego i tamtego nie mówiła i nie pytała  a o tym i o tym nie rozmawiała i to i tamto nie robiła. Gdy tak pan Bórski skończył swój wywód ( nie mylić ze wzwodem, bo to nie na miejscu i w tym miejscu), ja ładnie i składnie wyłożyłam swój pogląd w tej sprawie. Moje oświadcznie brzmiało następująco: Mój Szanowny Kolego, nic mnie nie obchodzi że przychodzi twoja partnerka z dzieckiem . nie mam zamiaru na swoim terenie przy jakiejś lasce, zginać karku tylko dlatego że jesteś moim wspaniałym kolegą który robi mi dobrze, mam na myśli naprawy. Jeżeli koleżanka się obrazi a ty tez staniesz w jej obronie i tak samo się na mnie obrazisz. no to trudno nie mam już kolegi.  Widocznie był tyle ile miał być. i tyle na ten temat. Nie będę się ograniczać." Partnerka przyjechała. Poszliśmy do Restauracji Nienażarty. Tam celebrując głodówkę, dołączył jeszcze trunek w postaci kilku butelek wina.Opowiadałam jakieś przygody. Synek i partnerka wyluzowali się i byli szczęśliwi. Pojechali i zostałam sam na sam z kolegą Bórskim. Wiedział, że go widzę, wiedział, że widzę całą grę jaką prowadzi ze swoją partnerką, wiedział że widzę jak tak naprawdę wygląda jego życie.Doskoczył do mnie. - Czy zgadzasz się na powiedzenie sobie tak od serca co myślę?- przekroczył granicę mojej sfery intymnej. Mój policzek był blisko jego ust. czułam jego oddech. Powąchał mnie. Skrzywił się. Odskoczył.- Wiesz kim jesteś?- Jesteś starą , brzydką i na dodatek śmierdzącą kobietą!-nie poruszyły mnie te słowa. obserwowałam jak się miota i wykrzykuje. Rozstaliśmy się. Rano poszłam do pracy. On został.Po powrocie nadskakiwał. Przemyślałam wszystko. To była mocna historia.Moje uczucia do Bórskiego przestały być tak gorące. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Zostawiłam go. Poszłam spać. Rano Bórski odprowadza mnie na przystanek. Zamknęłam się. Widzę jak się miota. Sama jestem ciekawa czy mi to przejdzie. wracam. podchodzę do Bórskiego i mówię. Nareszcie mówię.- Może jestem stara, może i brzydka, ale to tylko twoje zdanie na mój temat, moje jest inne. powiedziałam szablonowo asertywnie. Ja szanuję siebie i bardzo długo dochodziłam do takiego momentu w moim życiu, że siebie kocham i dlatego nie pozwolę by jakikolwiek mój przyjaciel, kolega pozwalał sobie na to, by przekraczać moją sferę intymną i kodować mi blisko koło ucha, jak żołnierzowi, niskie poczucie wartości i poddaństwo. Raz mogę ci wybaczyć. Natomiast przy następnym takim incydencie ,pożegnamy się, ponieważ nie chcę mieć obok siebie przyjaciół którzy zamiast mnie wzmacniać, walczą. Wracając do smrodu. To to jest tak. Moje feromony i twoje gdyby nam pasowały to dawno już temu zostalibyśmy kochankami, ale tak nie jest. Mój wspaniały Misza, który włosy miał nawet na plecach, jednym kobietom śmierdział, że nie mogły znieść jego bliskości, a mnie pachniał jak ambrozja. Mogłabym mieć perfumy z jego wydzielin....
Kolega Bórski, oniemiał. Chciał się tłumaczyć, przepraszał i twierdził że przesadził.- Wiesz że nic ci nie wierzę . Zaśmiałam się. Najważniejsze, że nie mam w sobie żalu. Jeszcze jesteśmy kolegami. Potem uprałam mu koszulę o którą prosił, a rano przyszłam guzik i wyprasowała z tkliwością, jaką zasługuje mężczyzna.

niedziela, 3 lutego 2013

Filiżanka gniewu

Obejrzałam ostatni film Tarantino. Wróciłam do domu i tak nie mogłam zasnąć. Najpierw obudził mnie pies, że chce wyjść do ogródka, a potem Mati zapomniał klucza. Była 4 rano. Włączyłam skypa. U Fryderico przecież 22.00. może jest. i był. To fantastyczne mieć możliwość rozmowy w dwóch strefach czasowych, w dwóch porach roku, na dwóch kontynentach...chyba przywykliśmy  do tych naszych spotkań i jak stare dobre małżeństwo, nie seksujemy się. wiemy że nawet skype może ranić. jest elegancko. Friderico, a może ja, wymyśliłam że napiszę do niego pierwszy  erotyk. co takiego bym z nim robiła , gdybym była blisko, mogła dotknąć, powąchać. teraz jest to konceptualne, abstrakcyjne  czyste jak czarny kwadrat na białym płótnie. Ta figura geometryczna siedzi przed komputerem i to jest mężczyzna, ja podchodzę i co?...hm..potem poszłam spać. była 5 rano. zasnęłam na medytacje. Śnił mi się  Friderico i sen był moim drugim życiem. obudziłam się  rozmarzona, zjadłam śniadanko i  leżę jeszcze sobie  i myślę jaki to ja do niego list napiszę, aż tu nagle, po cichu, stanęła nade mną teściowa i patrzy na mnie nienawistnym wzrokiem i
akt I
scena I
-jak mogłaś mi to zrobić?
-niby co?
-jak mogłaś ukraść mi filiżankę
-jaką filiżankę
-tą co u mnie ostatnio oglądałaś
-tobie odbiło?
Zerwałam się na równe nogi. Miałam taką nadzieję, że mam już jakiś poziom w sobie spokoju, jestem bardziej rozgarniętą praktykującą , ale życie pokazało inaczej. Wściekłam się. Myślałam że umrę i od razu pewrszingiem do piekła, bo w złości śmierć to tam miejsce odrodzenia. Co prawda obserwowałam coś niecoś sytuację w której się znalazłam, ale to na nic. Gniew był górą.

piątek, 1 lutego 2013

Strach ma wielkie oczy

Chyba najbardziej bałam się bólu.Rano szykowałam się jak na bitwę, wojnę, nie wiem...szłam zmierzyć się ze swoim strachem. Medytowałam na wszystkie kobiety, które się boją biobsji, wyników, raka... Starałam się zobaczyć swój strach. Telefon. Pani z kliniki z zapytaniem czy nie przesunąć mi badanie na wcześniejszy termin. Ma wolny 1 marca.mówię jej, że mam dzisiaj badanie o 12.50. sprawdziła w komputerze
.- tak rzeczywiście. martwiłam się że pani zrezygnowała z badania.
 Podziękowałam za troskę. potem drugi telefon od Małgosi.
- przyjadę po ciebie, pójdziemy na kawę.
-ok.
 Wyszykowałam się. przede mną w klinice była zdenerwowana pani.
-zatelefonowali do mnie do pracy, żebym natychmiast przyszła
Weszła pierwsza... po chwili wróciła.
-to co najgorsze...rak
-niech pani będzie dobrej myśli-powiedziałam-wczoraj rozmawiałam z kobietą która miała raka piersi w 60 roku życia i przeszła naświetlania i chemie. wie pani ile ma lat? 82 i żyje, ładnie wygląda. nie dałabym jej tyle. a co teraz?
-operacja
Lekarz wyszedł na chwilę do szpitala sprawdzić czy są wolne miejsca. Wrócił. poprosił ponownie ją do gabinetu. słyszę jak mówił 
- operacja w czwartek
kobieta usiadła obok mnie
-wie pani, ostatnim razem jak byłam tutaj i takiej jednej powiedzieli to  co mnie, to musiałyśmy ją we dwie przytrzymać, bo by zemdlała.Zatelefonuję do syna...
Potem ja weszłam. Był doktor, z którym poprzednio miałam ostrą, tak mi się wydawało rozmowę, i nazwałam go , że jest zero jedynkowy i że traktuje ludzi przedmiotowo. ale on z uśmiechem przywitał mnie. obok siedział onkolog
-proszę się rozebrać i położyć na leżance.
 Doktor od usg posmarował mi pierś żelem, potem popsiukał jakimś preparatem. i jak  onkolog podchodził do mnie z wielką strzykawką, zamknęłam oczy. trwało to chwile. nic nie poczułam. potem zobaczyłam że igła była cienka jak włos.
niezgrabnie zaczęłam się ubierać.
-pomogę pani-podszedł do mnie doktor usg- przykleję pani mały plasterek
-ojej... jestem taka przerażona. ..
-proszę się nie tak bardzo denerwować. wyniki potwierdzą nasze przypuszczenia, ale wygląda to nam na włókniaka- powiedział onkolog
-a co się z tym robi?
-porozmawiamy jak będą wyniki, ale usuwa się. proszę w recepcji umówić wizytę za 3 tygodnie
Zeszłam na dół. Małgosia  już czekała . Miała taką zatroskaną minę, że musiałam ją uspokoić. potem poszłyśmy na kawę. Było tak miło... dobrze mieć przyjaciół...Strach ma wielkie oczy...

czwartek, 31 stycznia 2013

Spotkanie z Indianinem Lakota

Jechałam rowerem. Telefon.
-jesteś pod lasem? wpadnij.
-skąd wiesz?masz satelitę szpiegowską?
-ha ha nie...wyczuwam cię
-zwariowałaś. podjadę do ciebie.myślę że za 20 min będę
Automatyczna brama otwiera się. wchodzę. szczeka pies. Gośka z uśmiechem na twarzy i z kawą wita mnie w progu.
-siadaj
-skąd wiedziałaś?
-chodzę na Szałasy Potów do takiego szamana  Indian Lakota
-i widzę że dobrze ci robi
-jutro jadę do niego. chcesz to cię zabiorę
-a ile kosztuje ta impreza?
-150
-ok to wpadnij
Wyruszyłyśmy z rana.Spakowałam bawełniany kostium i ręcznik. Jedziemy. nie do Canady, ale za Częstochowę. podjeżdżamy pod jednorodzinny domek z dużym ogrodem. mamy trudność z zaparkowaniem samochodu. wychodzi młody mężczyzna. kieruje nas dalej. wychodzimy. witają nas tacy na pozór normalni ludzie. Przechodzimy do ogrodu. wokół łąki a w oddali kościół z wielkim okrągłym blaszanym dachem.Z daleka wyglądał jak namiot tipi. Dzwonili na mszę. Dźwięk dzwonów był przeraźliwy, skrzeczący, głośny, jak z jakiegoś  horroru. Na końcu ogrodu paliło się ognisko, a w nim kamienie. gdy podeszłyśmy zobaczyłam skórami okryty namiot. przed nim ołtarz , a na nim czaszka z rogami jakiegoś zwierzęcia. z domku obok wyszła starsza, z rozpuszczonymi rudymi włosami ,kobieta. Przedstawiła się pokazała kolory. to było ważne w rytuałach w których miałam brać udział. Szaman miał ciepłe dobre oczy. uprzedził że wszystko co się tu dzieje jest tajemnicą. tak też szanując tą kulturę nie mogę opisać co się działo we wnętrzu tego namiotu. Rytuał Szałasu Potów trwał 7 godzin ... wewnątrz było bardzo gorąco, ale nie odczuwałam tej temperatury. potem krótkie przyjęcie i wróciłyśmy do Łodzi.Byłam pod wrażeniem, ale po jakimś czasie zapomniałam. Bardziej traktowałam to spotkanie, jako ciekawostkę, nie identyfikowałam się z tymi ludźmi. Byłam z nimi ale obok. Aż do pewnego dnia... budzę się , ale śpię i nie śpię. obok mnie siedzi piękny, z gołym gorsem w białym pióropuszu mężczyzna.
-no nie mogę...Indianin przyszedł do mnie!- wykrzyknęłam i zaraz się obudziłam
Dzwonię do Małgośki i opowiadam co mi się przydarzyło. Pyta się o szczegóły. Jak był ubrany
-no nie był ubrany, miał białe pióra, no taki pióropusz..
Zadzwoniła do szamana.
-a jak wyglądał ten pióropusz i w jakim wieku był  Indianin?
-nie stary ale starszy, a pióra lekko przechylone białe do tyłu
-on coś ci chce przekazać to szaman Indian Lakota. to nie był sen. to była wizja. wysłuchaj go następnym razem
-kurwa!j nie chcę następnego razu! Co ja teraz całe życie będę chodzić z Indianinem?!!-byłam przerażona...
Wyjechałam do na parę dni do Holandii.Zwiedzam miasto i patrzę na chodniku pod stopami  białe pióra. najpierw nie zauważyłam, nie skojarzyłam, idę dalej pióra, pojedyncze prowadzą do wielkiego drzewa w parku. pod nim coś stoi. podchodzę bliżej. przyglądam się. a tam kolorowa, gdzieś na metr wysoka rzeźba przedstawiająca Indianina. Uśmiechnęłam się. powiedziałam że jak będę wracać i ta rzeźba jeszcze będzie tu stała, to ją zabiorę. ale po godzinie  jej  już nie było.Dzwonię do Małgośki,
-czy to ma jakiś związek z poprzednią historią.?
-tak. on chciał cię obdarować. nie przyjęłaś prezentu
-no tak ...rzeczywiście.. nie gadaj mi takich głupot...ja za chwilę zwariuję
Wróciłam do domu. Ranek. Indianin. ale trochę dalej ode mnie
-jestem przerażona. jestem nie przygotowana. nie mogę tak funkcjonować. zaraz zamkną mnie w wariatkowie. wiem że to sen, no niech  ci będzie wizja, ale proszę cię odejdź.
Telefon. wybudziłam się. Słyszę głos Maryśki.
-ty... śniłaś mi się... że przyszłaś do mnie z jakimś Indianinem
-w białym pióropuszu, bez koszulki
-a skąd wiesz?
-no już dobrze...



Wirtualny

lubię celebrować chwile gdy otrzymuję wiadomość o d Ciebie









 
pochodzić trochę z Twoimi słowami, przemyśleć. Twoich słów jest  mniej, niż moich, dlatego inaczej muszę je czytać...Twoje wiadomości, czy wizyty na skypie są zawsze w odpowiednim momencie. Mają wpływ na moją rzeczywistość, ponieważ tak silnie na mnie działasz, stanowisz probierz moich życiowych decyzji. Nie ma w tym nic złego. Tak po prostu jest. Spontanicznie.

ale nie zapominam również, że jak na razie jesteś tylko wirtualny






i mam przeżywać życie  tak, jakby cię nie było... bo na przykład, jak teraz piszesz że planujesz w lipcu przylot do Europy, mogę mieć nadzieję że się spotkamy, ale u ciebie to nie jest takie pewne, bo nagle otrzymasz propozycję od swojego najserdeczniejszego przyjaciela, któremu tyle zawdzięczasz, że masz wybudować nową stację kosmiczną na księżycu i to takie pilne że musisz tam natychmiast lecieć. No i Ty polecisz, a mnie napiszesz: 
-Wiesz kochana z Księżyca lepiej wyglądasz i zobacz  jest nawet lepsza łączność internetowa.


piątek, 25 stycznia 2013

Ośle uczy

Plaża. Medytowałam. Prosiłam o mistrza. Był sierpień 2005 rok. Otworzyła mi się strona Czamma Ling. pojechałam do Wilgi.Raj. kolorowi ludzi. wspaniała atmosfera. nauki. co ten lam mówi? pomyślałam. on to chyba nie zna polskich kobiet. ja mu się oświecę w rok. wyjechałam. praktykowałam po 6 -8 godzin dziennie a za rok. pojechałam na następny retrit. Lama widzi mnie . uśmiecha się-transformacja-mówi. No tak było...tyle tylko , że pierwszy stopień oświecenia jakiego doznałam to taki, że moja głupota jest bezgraniczna, i że ośle uczy mam aż do samego nieba....taki był początek. Praktyka sprawiła że stałam się bezbronna ...moja skóra stała się wrażliwa jak u noworodka. myślałam że wszyscy przechodzą taki etap. nie rozumiałam dlaczego mnie odrzucają, denerwowałam się, jak to... ja praktykuję , chcę brać udział w retritach, chcę odpracowywać, a tu tak trudno się porozumieć...przestało być kolorowo...spadałam w dół..coraz mniej dawałam sobie radę z rzeczywistością, z rodziną. mimo to medytowałam dalej. wierzyłam, że przejdę kryzys. że to karma dojrzewa, wszystko się wokół mnie waliło.. a.potem Wojtek mi pomógł. zobaczył...to był punkt zwrotny..2010 rok już zaczęło być konstruktywnie...ale potem znalazłam innego lamę potem jeszcze innego. teraz studiuję szedrę. jestem spokojna i w środku coraz bardziej szczęśliwa.